Trekking na rowerze
Hej Kochani!
Odkąd nauczyłam się jeździć na rowerze a było to w czasach prehistorii :) to był mój ukochany sposób przemieszczania się. Nauczyłam się sama nikt mi nie pomagał, to był jeszcze stary składak kolegi z bloku ... to były czasy.
Potem przesiadłam się na górala i nie wyobrażałam sobie innego modelu. Praktycznie całe dzieciństwo było związane z rowerem. Potem nadeszła miłość, następnie studia i rower został całkowicie odstawiony.
Wszystko się zmieniło gdy urodziłam Gabi, ponownie zapragnęłam jeździć, ale z dzieckiem, więc dostałam na urodziny wymarzoną damkę. Rower jest piękny, ale mój umysł pamiętał jazdę na góralu i ciężko było mi się przestawić na rower miejski, to zupełnie inna kultura jazdy. Dałam radę oczywiście, wiedziałam, że ten rower będzie wykorzystany w szczególnym przypadku i nie jest tylko dla mnie. Gabrysia nauczyła się samodzielnie jeździć w tym roku moja duma sięga gwiazd!
Przyszedł ponownie mój czas! Przyszedł czas na powrót do wolności!
Góral! tak to jest to! ale ale ale ale, całe dzieciństwo jeździłam po trasach całkiem prostych, czasem zdarzyło się zaliczyć malutką górkę :)
Mój Mąż wpadł na pomysł żeby podkręcić nasz trekking, który kochamy o rowery. Jako że mam otwarty umysł lubię poznawać i doznawać czegoś czego jeszcze nie próbowałam, zgodziłam się bez mrugnięcia okiem.
To była moja pierwsza wyprawa w góry przez błoto, kałuże, kamienie ogromne, spadki terenu...same wyzwania, walka z równowagą! Szczerze powiem że dużo bardziej czułam każdy mięsień, dosłownie każdy niż ćwicząc na siłowni. Taki wysiłek fizyczny ma sens, bo przecież nie jesteśmy w zamknięciu, nie wdychamy kurzu, czy cudzego potu :X
Powiem Wam, że nie jestem siłaczem, ale też nie jestem mięczakiem. Mam astmę więc wyobraźcie sobie jak bardzo dyszałam, jak lokomotywa! Kilka razy zaliczyłam glebę :) ale w pewnym miejscu jak już się położyłam, to było tak przyjemnie, że tak już zostałam przez chwilę. W sumie byłam tak rozbawiona że poczułam się dobrze, choć niektórzy pomyślą że jestem oszołomem.
Słońce ogrzewało a trawa była miękka, ziemia oddała mi swoją energię a ja złapałam siły.
Były też takie wzniesienia, że jednak wolałam nie ryzykować i podprowadziłam rower. Przypuszczam, że jeśli uda nam się więcej razy zaliczać takie wycieki to moja wytrwałość i doświadczenie dodadzą jeszcze większej odwagi. Tak na marginesie... wiecie co mnie wkurza? Fizyczność!! Ta powłoka fizyczna w której jesteś zamknięty, masz ograniczenia bo jesteś kobietą, bo masz jakieś dolegliwości, a umysł jest wolny i "ciśnie" do przodu! Miewam często gniew w sobie że to ciało jest takie słabe, kłócę się sama z sobą w środku i kiedy tak zaczynam myśleć duchem, przestaję myśleć o ciele, potem budzę się jakby ze snu i okazuje się że właśnie osiągnęłam szczyt :) Wtedy jest fajne uczucie, że to śmieszne ciałko mimo że dyszy i sapie udało się zaprowadzić tam gdzie chciał duch :)
Jazda w górach na rowerze to świetna zabawa! super wysiłek i niesamowite doznanie. Walka swojej woli i wytrzymałości, przesuwanie granic dalej i dalej.
Piękne zdjęcia. Bardzo lubię te kolory, a widoki są nieziemskie. Ja właśnie ostatnio odkopałam swój rower, który leżał parę lat nieużywany w moim garażu. Zaczęłam znowu na nim jeździć i na nowo to pokochałam. Teraz i ja wybieram się razem z moim mężem na wycieczki po naszych okolicach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Razem najlepiej rower to wolność! U nas Gabi nauczyła się jeździć na dwóch kółkach taka jestem dumna i dużo jeździmy w 3jkę, fajnie to wygląda jak te nóżki malutkie tak słodko zasuwają😍 To w takim razie udanych wycieczek dla Was mamy teraz taką piękną pogodę że warto korzystać 🤗
Usuń